Przejdź do głównej zawartości

Zacznij od siebie

„[...] i za nich poświęcam siebie samego [...]” (Jan 17, 19)

Pewna matka jechała samochodem ze swoim nastoletnim synem, który dopiero co otrzymał tymczasowe prawo jazdy. Syn uparcie prosił, żeby pozwoliła mu prowadzić. Zmęczona ciągłym nagabywaniem, dała za wygraną, jednak zanim oddała kierownicę, zapytała:
– Obserwowałeś mnie, więc wiesz co robić, prawda?
– Jasne, mamo! – zapewnił.
Kiedy wjechał na jezdnię, matka była mile zaskoczona jego ostrożnością. Zatrzymał się na światłach, a ona pochwaliła jego umiejętności. Kiedy zjeżdżali ze wzniesienia w kierunku ruchliwego skrzyżowania, zauważyła, że za chwilę zaświeci się czerwone światło. Zanim się zorientowała, syn nagle przyspieszył i przemknął przez skrzyżowanie tuż po tym, jak światło się zmieniło. Inni kierowcy zareagowali na to klaksonami, nieprzyjemnymi spojrzeniami i gestami.
– Skręć na parking i zatrzymaj się – słabym głosem powiedziała matka. Kiedy to zrobił, odwróciła się do niego, cały czas jeszcze się trzęsąc. – Wydawało mi się, że, tak jak powiedziałeś, obserwowałeś mnie i wiesz, co robić.
– Tak właśnie jest, mamo!
– Nie sądzę. Powtórzmy sobie sygnalizację, zanim przejdziemy dalej. Co oznacza czerwone światło?
– Zatrzymanie, oczywiście. Mamo, przecież to niepoważne.
– Całe życie przemknęło mi przed oczami, więc jeżeli nadal chcesz prowadzić, to dla mnie bynajmniej nie jest to niepoważne. Zrozumiałeś?
– Tak.
– Co oznacza zielone światło?
– Jazdę.
– A co robię, kiedy światła zmieniają się na żółte? – zapytała znacząco.
– Jedziesz tak szybko, jak możesz, żeby zdążyć przejechać.
Być może nie byłeś zmuszony stawić czoła własnej niekonsekwencji w tak rażący sposób, prawda jednak jest taka, że nigdy nie dostarczysz dzieciom czegoś więcej ponad to, co sam posiadasz. Musisz być szczery w samoocenie – nie po to, żeby stracić nadzieję i załamać się swoim stanem, ale żeby przygotować się na radykalnie inne rozwiązanie niż to, które stosowałeś do tej pory. Jeżeli więc twoje życie i doświadczenia religijne nie są czymś, co chciałbyś, żeby twoje dzieci powielały, musisz rozważyć wprowadzenie zmian i rozpocząć przemianę od samego siebie.
Nikomu nie było trudniej być rodzicem niż mnie i często żaliłam się Bogu na swój los: „Panie, jestem taka sfrustrowana nieudanymi próbami doprowadzenia moich chłopców do posłuszeństwa! Czuję, że walczę z gigantyczną przeszkodą, która jest dla mnie o wiele za wysoka. Nie dam rady!”. Wtedy otchłań rozpaczy otwierała swoje ramiona, żeby powitać mnie, zupełnie zrezygnowaną. Rozczulałam się nad sobą przez jakiś czas, rozpamiętując żale. Później, kiedy już miałam dość swojego opłakanego stanu, znowu wołałam do Boga: „Jestem na dnie, Panie! Chcę stąd wyjść!”.
Naprawdę chcesz się podnieść, Sally? – łagodnie pytał Bóg.
„Oczywiście, że chcę uwolnić się od moich kłopotów! Co masz na myśli?”
Hmm, poprzedniego dnia powiedziałaś Mi, że chcesz odbić się od dna, ale nie chwyciłaś Mojej ręki, kiedy ci ją podałem. Mogę cię wybawić. Czy źle zrozumiałem twoją prośbę?
Przypomniałam sobie tę sytuację. Modliłam się, a moje serce było pełne rozpaczy i beznadziei. Na próżno starałam się wydostać z dołka. Wyobraziłam sobie, jak próbuję wspiąć się po ścianach pieczary, ale były zbyt śliskie, pieczara zbyt głęboka, a moje siły niewystarczające. Udawało mi się wspiąć prawie na samą górę. Mogłam nawet dostrzec światło słoneczne. Ale wtedy traciłam siły lub oparcie pod nogami i spadałam z powrotem na samo dno. Starałam się myśleć pozytywnie – przez jakiś czas nawet się to sprawdzało – potem jednak mój umysł wracał do myśli o mojej niedoskonałości, o byciu niegodną i znowu spadałam na dno ciemnej pieczary.
Zrozpaczona, błagałam Jezusa o wybawienie. Oczami wyobraźni widziałam Bożą dłoń wyciągniętą w moim kierunku. Pragnęłam ją uchwycić bardziej, niż mogłam to nawet wyrazić. Myślałam jednak, że nie powinnam liczyć na to, że Jezus może mnie wybawić. Odwracałam głowę, czując się niegodna, by dotknąć Jego dłoń. W ten sposób pozostawałam na dnie, dręczona strasznymi uczuciami i myślami. Teraz zadawałam sobie pytanie: „Dlaczego nie przyjęłam wtedy Bożej ręki?”. Pojawiła się odpowiedź: „Ponieważ nie czułam się godna”.
Pan starał się prowadzić moje myśli i zapytał: Czy powinnaś ufać swoim uczuciom, czy mojemu Słowu?
„Oczywiście Twojemu Słowu, Panie. Ale przecież uczucia mówią mi, kim jestem, czyż nie?”
Uczuciom nie można ufać, Sally. Szatan przemyca kłamliwe uczucia do twojego umysłu, a później pociąga za sznurki emocji. Stąd kombinacja niewłaściwych uczuć wywiera nieodpartą presję, aby pełnić wolę szatana. Często doprowadza cię w ten sposób do otchłani rozpaczy, a ty mu ulegasz. Nie możesz słuchać swoich uczuć ani kłamstw, którymi szatan ci urąga. Moje Słowo jest godne zaufania. Czy wybierzesz Moje Słowo, czy swoje uczucia?
Nagle dostrzegłam nadzieję! „Nie muszę słuchać swoich uczuć? – pomyślałam. – Jeżeli to prawda, to mogę odwrócić się od destrukcyjnych myśli i emocji. Mogę zaufać Jezusowi! On potrafi i chce wybawić mnie z otchłani błędnego myślenia i rozpaczy”. Tak więc, w moim umyśle, uchwyciłam się Jego dłoni, a On wyciągnął mnie z ciemnego, przerażającego dołu i postawił moje stopy na skale – Jezusie Chrystusie.
Nie ma otchłani tak głębokiej, aby Boża ręka nie mogła dosięgnąć dna. Nie ma zła ani grzechu tak wielkiego, aby Bóg nie był w stanie cię z niego oczyścić, czy który powstrzymałby Go przed przyjęciem nas w kochające, przebaczające i przemieniające ramiona. Nagle dostrzegłam nadzieję.
„Nie muszę słuchać własnych uczuć – powiedziałam do siebie. – Muszę iść w przeciwnym do destrukcyjnych myśli i emocji kierunku, ponieważ są one w sprzeczności z Bożym Słowem. Mogę zaufać Jezusowi. On nie chce, żebym znajdowała się w takim stanie”.
Zobaczyłam, jak słonce wychodzi zza ciemnych, rozgniewanych chmur mojego umysłu. Wyczułam, że ciemność, która mnie otaczała, ustępuje. Szatan tracił swoją kontrolę nade mną.
Moje negatywne myśli i uczucia jednak szybko powróciły. Znowu wołałam do Boga: „Panie, co mogę zrobić? Wcale nie czuję się lepiej!”.
Nie martw się uczuciami, Sally. Popracujmy nad twoimi myślami. Pomyśl o tym, jak dobrą jesteś matką. Pomyśl o dobrych przyzwyczajeniach, jakie wszczepiłaś chłopcom poprzez świadome wychowanie. Wyjdź z rozpaczy, podążając za Mną.
Tak ciężko było zmienić sposób myślenia. Rozpamiętywanie tego, jak byłam okropna, przychodziło z łatwością. Był to nawyk, który towarzyszył mi przez całe życie! I właśnie te negatywne wzorce myślenia co jakiś czas wpędzały mnie w rozpacz. Tak bardzo chciałam się od tego uwolnić, że zdecydowałam się włożyć cały wysiłek w zupełnie inne myślenie, niż do tej pory, w koncentrowanie się na dobrych, a nie złych aspektach.
„Jak to działa?” – zastanawiałam się. Naprawdę z trudem przychodziło mi przyswojenie sobie tej koncepcji. Jeżeli walczycie o powrót ze złej drogi, wierzcie mi – to naturalne. Bóg nie spisał mnie na straty. Podsunął mi wspomnienie o Matthew, który zerwał dla mnie bukiet polnych kwiatów i wręczył mi je, mówiąc, że mnie kocha. Bóg rozrzedzał mgłę kłamstw szatana, który oskarżał mnie o to, że nie zrobiłam nic dobrego.
„Twierdzisz, że nie jestem aż taka zła? Że mogę czynić dobre rzeczy, gdy Jezus jest we mnie?” Powoli zaczęłam uświadamiać sobie, że obraz mnie samej, w który do tej pory wierzyłam, jest fałszywy i że dla Boga mam nieocenioną wartość. Pan pokierował mną, abym zaczęła myśleć bardziej pozytywnie na swój temat, tak, żebym mogła zbudować ufność i zaufanie do Niego. „Andrew je mniej podczas posiłków dzięki moim staraniom, żeby zwalczył objadanie się – rozmyślałam. – To dobrze. A Matthew uwielbia chodzić ze mną na spacery i nawet pracować ze mną. Obydwaj chłopcy uwielbiają się ze mną bawić. Uczą się dobrych nawyków schludności, porządku i staranności. Nie jestem aż taką nieudacznicą. Myślę, że powinnam się z tego cieszyć”. W ten oto sposób moje myśli, prowadzone przez Boga, zaczęły zmieniać kierunek. Było to dla mnie ogromne zwycięstwo.
Gdy pielęgnowałam tę współpracę z Bogiem, boski pokój zagościł w moich emocjach i wyparł negatywne uczucia. Beztroski i radosny duch wydawał się prawie nietaktem po tylu latach dostrzegania samych negatywów, jednak poddałam się mu, ufając, że Bóg wie lepiej. Radość wypełniła miejsce, gdzie wcześniej znajdował się smutek. „Bóg mnie kocha!” – myślałam. Kiedy poddawałam się Jego działaniu, wybawiał mnie od złych myśli i uczuć, które miały nade mną władzę. Jestem Mu wdzięczna, że od tamtego dnia już nigdy nie wróciłam na dno rozpaczy.
Jedno z największych wyzwań rodzicielstwa, z jakimi musimy się dzisiaj zmierzyć, to pomóc naszym dzieciom zwalczyć nawyki złego myślenia, odczuwania i reagowania oraz wskazać im właściwe przyzwyczajenia. Bez Bożej pomocy wykonanie tego zadania jest niemożliwe. Dlatego też On musi wykonać w nas pracę, jaką chcemy widzieć w naszych dzieciach. On musi najpierw nas uświęcić, dla ich dobra, aby wybawić nas z nawyków złego myślenia, tak, byśmy mogli w zamian nauczyć dzieci tego, co sami już umiemy. Bóg może i chce udzielić boskiej mądrości i siły każdemu rodzicowi i dziecku, które do Niego woła o pomoc i gotowe jest do współpracy.
Pewnego dnia, kiedy sześcioletni Andrew był bardzo niegrzeczny, dałam mu klapsa i odesłałam do pokoju, żeby „przestał płakać”. Po piętnastu minutach szloch wcale nie ustał. Żeby zająć go czymś innym, wysłałam go na spacer dokoła domu i kazałam wypełnić pojemnik na drewno. Wcale nie pomogło. Nadal płakał!
– Andrew, kochanie, co się stało? – zapytałam. – Pięknie wykonałeś swoje zadanie. Już nie masz powodu do płaczu.
– Nie mogę przestać płakać – wyjąkał, pociągając nosem.
„Och, Panie, jak mogę mu pomóc? Nic, czego próbowałam, nie skutkuje”.
Sally, jak wyprowadziłem cię z twojej rozpaczy i beznadziei? – spytał Bóg, nakreślając mi problem.
„Szatan musi podsyłać mu kłamliwe myśli – stwierdziłam. – To, że nadal nie przestał płakać, oznacza, że się im poddaje. Muszę dowiedzieć się, co myśli i czuje” – powiedziałam do siebie, podchwytując tę myśl.
– Andrew, co teraz dzieje się w twojej głowie? O czym myślisz?
– O tym, jaki jestem niegrzeczny i głupi – szlochał. – Chcę być dobry, ale musi być ze mną coś nie tak, bo nie potrafię!
Sally, wyjaśnij mu, o co chodzi z otchłanią rozpaczy – co go tam pcha i jak może się wydostać. Będę z tobą – zachęcał mnie Pan.
– Andrew, te myśli są kłamstwem, które podsuwa ci szatan. Nie musisz im ulegać. To szatan próbuje zepchnąć cię na dno rozpaczy.
Wydawało się, że Andrew dokładnie rozumie, o co mi chodzi. Naprawdę, Bóg był ze mną i pomagał mi wyrazić wszystko w sposób najbardziej przystępny dla niego.
– Andrew, wyobraź sobie, że Bóg wyciąga dłoń, bo chce wydobyć cię z tego dołu beznadziejności. Po prostu ją uchwyć, to wszystko. Bóg cię kocha i chce ci pomóc – uśmiechałam się zachęcająco.
Oczy Andrew rozjaśniły się. Byłam pewna, że mi wierzy.
– Pomódl się, Andrew, i oddaj Bogu złe myśli. W ten sposób chwycisz Jego dłoń.
Spojrzał na mnie i przytakująco skinął głową. Później mocno zacisnął powieki.
– Boże, zabierz moje złe myśli i daj mi lepsze. Pomóż mi być dobrym i spraw, żebym przestał płakać.
Stał w skupieniu, czekając na głos Boży, tak jak zawsze zachęcaliśmy do tego naszych chłopców.
Mijały minuty. W końcu zapytałam:
– Co powiedział ci Pan Bóg, Andrew? Co chce, żebyś zrobił?
– Chyba chce, żebym zerwał jakieś kwiaty.
– No, to na co czekasz? Zrób to! – zachęciłam go.
Pobiegł, a po chwili wrócił z bukietem bzu, już nie płacząc. Bardzo się ucieszyłam!
– Co się stało, Andrew – pytałam, nadal drążąc.
– Prosiłem Boga, żeby zabrał mój płacz i chwyciłem Jego dłoń, tak jak mi mówiłaś. Powiedział mi, żebym nacieszył się moimi ulubionymi kwiatami. Musiałem otrzeć łzy, żeby je dostrzec. On się o mnie troszczy, mamo. W pewnym momencie przestałem płakać, ale nawet nie zauważyłem kiedy – zdradził swój sekret, uśmiechając się, i podał mi kwiaty.
Zwycięstwo nad sobą zaczyna się od myśli i przechodzi w cudowny sposób w uczucia. Odniosłam sukces, kiedy podzieliłam się z synem moimi doświadczeniami. Andrew nadal był skłonny słuchać i wierzyć kłamliwym myślom, ale z czasem, kiedy powtarzaliśmy cały proces, coraz lepiej szło mu oddawanie złych myśli Jezusowi, aż odniósł całkowite zwycięstwo.
Dzieci naśladują nasze nieudolne sposoby rozwiązywania problemów. Matthew i ja widzieliśmy kiedyś scenę w telewizji, gdzie matka w przypływie złości tłukła naczynia. Później zapytałam go, czego się nauczył.
– Kiedy jest się wściekłym, trzeba rzucać naczyniami! – odpowiedział.
Jaka to lekcja dla wszystkich rodziców! Zasada jest następująca: zmieniamy się poprzez obserwację. I to prowadzi nas do logicznego pytania: jaki przykład daję w moim domu?
Zbyt często ku swojemu zawstydzeniu, uświadamiałam sobie, że przez mój przykład uczę chłopców zamknięcia się w sobie i wejścia do tej samej otchłani rozpaczy, która była mi tak bardzo znajoma. Na szczęście tylko jeden z moich synów przyjął tę taktykę. Zmusiło mnie to do powrotu do miejsca, w którym już byłam, i nauczenie go tych samych lekcji, których Bóg udzielił mnie, aby pokonać negatywne myślenie, jednak przez jakiś czas, mój kiepski przykład był dla niego przeszkodą.
Przez to osobiste doświadczenie nauczyłam się, jak bardzo wszyscy potrzebujemy Chrystusa, żeby zmienić siebie i móc mądrze współpracować z niebem w prowadzeniu dzieci do Jezusa, aby one też doświadczyły zmiany.
Kiedy mam chwilę wolnego czasu, lubię robić na drutach. To bardzo motywujące, kiedy biorę do ręki na w pół skończoną robótkę i widzę, jak dużo udaje mi się zrobić w krótkim czasie. Kiedy moje ręce oddają się twórczemu zajęciu, sama zyskuję inne błogosławieństwo – odpoczynek. Zawsze ciężko pracowałam, więc kiedy tylko siadam, od razu zaczynam myśleć o rzeczach, które powinnam zrobić i od razu zabieram się za ich wykonanie. Praca na drutach pomaga mi zapomnieć o wszystkim, zmusza mnie, żebym usiadła, odpoczęła, słuchała lub po prostu relaksowała się w gronie rodzinnym. Przez lata nauczyłam robienia na drutach wielu ludzi. Wierzę, że nawet w zwykłym koszu z włóczką są ukryte prawdy dla nas, rodziców. Nie możesz na przykład nauczyć kogoś robienia na drutach, jeżeli sam się wcześniej tego nie nauczyłeś. Możesz czytać książki na ten temat i zrozumieć zasady. Możesz nawet o nich mówić, ale bez praktyki nie nauczysz nikogo robić na drutach.
Obserwowałam wielu niedoświadczonych amatorów podczas próby „opuszczanego” oczka. Robiąc na drutach, czasami można „opuścić” oczko i przez jakiś czas nawet tego nie zauważyć. Doświadczona osoba wie, jak „złapać oczko”, poprawić błąd i tym samym uratować robótkę. Wiedza na temat opuszczonych oczek to jeszcze nie wszystko. Trzeba opanować technikę naprawiania błędów, a do tego potrzeba praktyki. Tak samo jest z wychowywaniem dzieci. Każdemu rodzicowi może wydawać się, że wie, co robi, ale dopiero, kiedy zaczynają się problemy, wiemy, czy rodzic posiada doświadczenie, aby naprawić błąd. Problemem wielu z nas jest to, że usiłujemy uczyć dzieci o Bogu, używając tylko wiedzy książkowej lub tabeli zakazów i nakazów; nie posiadamy prawdziwej, zaczerpniętej z doświadczenia wiedzy odnośnie zmiany serca. Bóg zachęca nas, abyśmy byli „[...] wykonawcami Słowa, a nie tylko słuchaczami [...]” (Jak. 1, 22). Jak możemy nauczyć nasze dzieci oddania się i współpracy z Bogiem, aby ich serca uległy przemianie, jeżeli sami tego nie doświadczyliśmy. To właśnie w tym miejscu wielu rodziców zawodzi. Mówimy naszym dzieciom, że mają czynić, mówić i słuchać tego, co dobre, jednak nie uczymy ich, że mają robić to z pomocą Jezusa, gdyż my sami znamy tylko teorię.
Kiedy doświadczamy Bożego wybawienia od negatywnych myśli i uczuć, jak dużo czasu musi upłynąć, zanim będziemy w stanie nauczyć tego nasze dzieci? Możemy podzielić się z nimi takim doświadczeniem od razu! Nic nie przekona twojego dziecka tak dobitnie o tym, że jesteś szczery, jak obserwowanie przemiany ze zrzędy w uprzejmego i cierpliwego rodzica, gotowego do współpracy. Nie musimy być doskonali, zanim podzielimy się tym, co wiemy, ale musimy doświadczyć Bożego działania w nas, nawet jeżeli na początku nie wydaje się ono być znaczące.
Lekcja o Bożej dłoni, której nauczyłeś się dzisiaj, to dobra lekcja. Jutrzejsza będzie nawet lepsza. Ucz więc tego, czego sam dzisiaj się nauczyłeś, z pomocą Chrystusa. Pamiętaj: tak szybko, jak dziecko uczy się zaufania i miłości do matki, może zacząć kochać i ufać Przyjacielowi matki, Jezusowi. Na początku może po prostu naśladować twoje zachowanie, ale kiedy sytuacja będzie się powtarzać, wyrobi sobie nawyk ufania Bogu, który na stałe zagości w jego umyśle.
Od dwudziestu lat mieszkamy w górach Montany. Jedną z naszych ulubionych rozrywek są wędrówki do mało znanego, dzikiego jeziora w pobliżu. Zawsze zabieramy ze sobą filtr do wody, żeby mieć pewność, iż otrzymamy czystą wodę, gdyż nawet tam, w dziczy, nie mamy pewności, że woda nie jest zanieczyszczona przez innych ludzi lub przez zwierzęta. Jim zawsze dba o to, żeby napompować dla nas świeżej wody do picia i gotowania. Kiedy umieszczamy urządzenie pod powierzchnią wody, maleńkie otwory ceramicznych filtrów usuwają brud, piasek, śmieci, chorobotwórcze bakterie, a nawet pasożyty.
Gdy chodzi o płaszczyznę duchową, wielce na tym korzystamy, jeżeli filtrujemy myśli i słowa poprzez Chrystusa, zanim skierujemy je do naszych dzieci. Bóg musi zejść pod powierzchnię naszych słów, zbadać ducha i motywy, nie tylko zewnętrzną fasadę naszych czynów. Duch Boży przefiltruje wszelkie szkodliwe, niesmaczne i zapiaszczone elementy w naszej mowie, emocjach i postawie. Odkryłam, że Bóg usuwa tylko to, co szkodliwe. Czyni to także tylko za naszym pozwoleniem. Posiadamy wolną wolę, dlatego współpraca jest istotną częścią procesu oczyszczenia. Bóg chce, aby nasze domy były szczęśliwe i aby atmosfera szczęścia panująca w nich propagowała fizyczne, mentalne i duchowe zdrowie. Musimy jednak współpracować i poddać się Jego prowadzeniu.


Samotne wyzwanie
Szczególne słowa zachęty dla rodziców samotnie wychowujących dzieci

Jeżeli czujesz się przytłoczony zadaniem, jakie jest przed tobą, chwała Panu! Wtedy jesteś najbardziej gotowy na poddanie się Jego prowadzeniu. Nie rozpaczaj, jeżeli twój były współmałżonek działa przeciwko twoim założeniom. Skoncentruj się na zadaniu, jakie masz do wykonania i uczyń swój dom szczęśliwym poprzez przyjęcie wyciągniętej dłoni Jezusa, która cię poprowadzi.
Przeczytałam raz o pewnym człowieku, który – wylądowawszy w dużym mieście – wziął taksówkę, aby dostać się z lotniska do hotelu. Taksówkarz był tak radosny i wesoły, że człowiek ten był pod wielkim wrażeniem. Zapytał o jego dom i rodzinę. Żona taksówkarza umierała po długiej walce z rakiem. Rachunki za leczenie tak uszczupliły ich fundusze, że nad ich domem wisiała groźba zlicytowania. Pasażer był zszokowany. Ten radosny człowiek miał tak wielkie problemy!
– Spodziewałbym się raczej, że będzie pan przybity – powiedział taksówkarzowi.
– Dlaczego? – zapytał kierowca. – Przecież to nie moja wina, że żona jest chora. Zniechęcenie jeszcze nikomu nie pomogło. To mój ciężar i jestem szczęśliwy, że nie jest on tak wielki, jak problemy, które inni ludzie mają do udźwignięcia.
Być może wcale nie masz teraz ochoty na filtrowanie słów i czynienie domu szczęśliwym, szczególnie, jeżeli są rzeczy, które cię zniechęcają. Pamiętaj jednak, że to inwestycja na przyszłość. Uczysz się, że uczucia nie muszą mieć nad tobą władzy. Szczęście jest zaraźliwe! Tak samo jak smutek. To, że jesteś sam, może nie jest sprawiedliwe; twoje potrzeby pozostają niezaspokojone i musisz włożyć wysiłek w wychowywanie dziecka bez wsparcia ze strony współmałżonka. Jednakże możesz polegać na Bogu, że spełni tę część zadania, której ty nie jesteś w stanie wykonać.
Uczymy się ważnych lekcji przygotowujących nas do rodzicielstwa na wzór niebiański, a nie ziemski, który tak często można zaobserwować dzisiaj w domach ludzi deklarujących się jako chrześcijanie. Bóg chce, aby Jego lud wyróżniał się z tłumu powierzchownych chrześcijan. Chce wyróżnić twój dom jako przykład prowadzenia Jezusa, przedstawiający wewnętrzną siłę do życia ponad skłonnościami ciała. Chce zrobić dla ciebie i twojej rodziny więcej, niż kiedykolwiek sobie wyobrażałeś. A klucz do największego niebiańskiego błogosławieństwa jest w zasięgu ręki, gdyż to od ciebie wszystko się zaczyna!

Artykuł jest trzecim rozdziałem książki „Bądź rodzicem w mocy Ducha” wydanej przez Fundację Źródła Życia.

Autor: Sally Hohnberger
Tłumaczenie: Agnieszka Kasprowicz

W sprawach zamówień książki należy zwracać się do:
Fundacja Źródła Życia
telefon: +48 46 857 28 99
Wersja PDF

Popularne posty z tego bloga

Cyrk Motyli

Staczaj dobrą walkę wiary, uchwyćcie się życia wiecznego, do którego też zostaliście powołany i o którym złożyliście dobre wyznanie wobec wielu świadków. (1Tym 6,12 UBG) Oglądałem ostatnio dość interesujący, krótki film – Cyrk Motyli , w którym występuje jako główny bohater Nick Vujicic.

Zaufaj Bogu

„Boże mój, któremu ufam”. Ps 91,2 (BW) Pozdrowienia! Jeżeli straciłeś swojego ukochanego… jeżeli twoje dziecko zbłądziło… jeżeli zmagasz się z dylematem rozwodu… jeżeli cierpisz na śmiertelną chorobę… jeżeli straciłeś swoją firmę lub zmagasz się z bezrobociem… jeżeli zostałeś źle potraktowany albo źle zrozumiany… jeżeli zostałeś sprzedany przez przyjaciół lub rodzinę… jeżeli jesteś unikany przez członków kościoła… albo jeżeli po prostu nie rozumiesz co dzieje się w twoim życiu i nie możesz tego rozwikłać. Musisz nauczyć się UFAĆ BOGU i przejść przez to razem z Nim!

Prawdziwa reforma ubioru

Chrześcijanki zbyt często pochłonięte są zewnętrznymi aspektami ubioru, tak jak mówi o tym Mat 6:31-33: „W co ja się ubiorę? W co mam się przyodziać?” Ważniejszym pytaniem jest: „Czy jestem przyodziana w Chrystusa ?” Musimy zadać sobie parę pytań. Czy wiemy jak być w Chrystusie i prezentować ducha podobnego Chrystusowi we wszystkich okolicznościach? Czy wiemy, jak rozpoznać i poddać się Bożej woli? Kiedy wola naszego ego zostaje urażona to, czy znajdujemy wolność od jego panowania? Czy codziennie oblekamy/ubieramy się w Chrystusa, umieszczając Go na tronie serca naszej woli, aby Jego boska moc mogła zmienić, poddać i zbawić nas od służenia sobie? Prawdziwa reforma ubioru to: „Ubierzcie się natomiast w Pana Jezusa Chrystusa” (Rzym 13:14 Biblia Paulistów).