Przejdź do głównej zawartości

Dzień z życia...

W lipcu 2011 roku, moja żoneczka zaproponowała, aby wybrać się na Kamp w Zatoniu (niedaleko Drawska Pomorskiego, nad jeziorem Lubie, gdzie odbywają się w okresie letnim spotkania namiotowe dla młodzieży, gdzie prowadzone są wykłady o tematyce Chrystocentrycznej). Niestety kursor (program, który pokazuje mi gdzie w najbliższym czasie będę prowadził szkolenia) wskazywał mi miasto Kraków.
Justynka postanowiła się w tej sprawie modlić, ponieważ okazało się, że Krystian (nasz nie tak całkiem dawno poznany znajomy) będzie odwiedzał swoją rodzinę samochodem w pobliskiej miejscowości.
Powiedziałem do Justynki: „Nie ma szans. Jestem przypisany do Krakowa. Szkolenie jest zatwierdzone. Nie da rady. Jedź sama na Kamp z Krystianem.”
Justynka: „Będę się modlić.”
I wiecie co się stało? Zostałem przepisany do Gdyni.
Później jak się dowiedziałem, coś wypadło mojemu koledze, który miał prowadzić tam szkolenie. Zazwyczaj proszę mojego szefa i koordynatorkę szkoleń, aby mnie nie przypisywali do Gdyni, bo mój dojazd tam trwa 12h, a powrotu prawie że nie mam.
Dlaczego nie oponowałem przed Gdynią? Bo mój dojazd byłby teraz z przerwą. Część trasy do Zatonia w piątek, a druga część w niedzielę. Dało się to znieść. Poza tym okazało się, że po Gdyni, mam od razu wyjazd do Warszawy, więc i powrót będzie 'normalniejszy'.
Jesteśmy na Kampie. Dzień sobotni był rewelacyjny. Pełno znajomych, ledwo przeszedłem z moją żoneczką kawałek, a tu następni znajomi. Popływaliśmy, tzn ja, Justynka, Krystian Mariola i Ola, na łódce. Trochę w jeziorze. Był to czas, kiedy mogłem dzielić się praktycznym doświadczaniem Boga w życiu i wskazywania podstaw, które sam dopiero opanowuję w kwestii chodzenia z Bogiem. O tym na czym polega poddanie, wiara i łaska.
Niedzielny poranek, rozpocząłem od wstania ok. godziny 5:00, aby się wykąpać (kolejki pod prysznice, czasami brak już ciepłej wody, kiedyś wymusił na mnie taki sposób brania prysznica na Kampie), a potem udać się na spotkanie z moim Bogiem.
Pan Jezus wielokrotnie poprzez swoje Słowo, przekonał mnie, że wczesne wstawanie, aby się z Nim spotkać jest szczególnie ważne. W ew. Marka, w pierwszym rozdziale czytamy: „[Jezus] wczesnym rankiem, przed świtem, wstał, wyszedł i udał się na puste miejsce, i tam się modlił.”. Tak więc mogłoby to być jedynym argumentem, ale są też inne, którymi podzielę się kiedy indziej.
Był to błogosławiony czas, kiedy mogłem rozmawiać moim Bogiem, studiować Jego Słowo, korząc się przed Nim i prosząc, aby uwrażliwiał mnie na głos Swojego Ducha Świętego, aby nawet najcichszy Jego powiew, nie był przeze mnie ignorowany i abym nie wpakował się w kłopoty w ciągu całego mojego dnia.
Później, kiedy zjadłem wraz z moją żoneczką śniadanko, udaliśmy się na spacer po ośrodku i spotkaliśmy naszą wspólną znajomą Agnieszkę. Rozmawialiśmy o tym co u niej, co u nas. I coś dziwnego się wydarzyło, na co zwróciłem uwagę dopiero później.
Agnieszka zapytała mnie: „W jakiej firmie pracujesz?”
Wiecie, jak mówię ludziom, że jestem trenerem, to dopytują co najwyżej, czego uczę innych. Ale nic więcej. Zero zainteresowania. A tu nagle ktoś pyta mnie w jakiej firmie pracuję. Odpowiedziałem:
– W Altkomie.
– Wiem gdzie to jest w Gdyni, bo miałam tam szkolenie. Mają swój budynek …
Nie pierwszy raz jechałem do Gdyni, więc wiedziałem gdzie znajduje się oddział mojej firmy, dlatego zignorowałem to co mi powiedziała.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a potem dzień sobie mijał.
Nadeszła chwila mojego wyjazdu, abym zdążył na w miarę rozsądną godzinę dojechać do Gdyni, aby się wyspać i rano udać się do pracy.
Nie miałem za dużo pieniędzy przy sobie, a na pewno nie wystarczyłoby mi na bilet w pociągu. Dlatego poprosiłem o zatrzymanie się przy bankomacie, ale doszliśmy do wniosku, że mogę bilet kupić płacąc kartą płatniczą, co w sumie nie było dla mnie nowością.
Przyjechaliśmy na dworzec, wszystkie pieniądze jakie miałem dałem mojej żoneczce, aby mogła sobie coś do jedzenie kupić kiedy będzie wracać do domu, a ja wsiadłem do pociągu.
Wsiadając, usłyszałem jak jedna osoba chciała kupić bilet u konduktora, a konduktor poprosił tą osobę o zajęcie miejsca, bo jak będzie sprawdzał bilety, wtedy będzie mógł jej sprzedać. Dlatego też, nie podchodziłem do konduktora w sprawie biletu, tylko zająłem sobie miejsce i czekałem.
Podróż mija, konduktor przychodzi. Chcę kupić bilet, mówię skąd dokąd i... „chciałbym zapłacić kartą.”
– Pan żartuje? W TLK nie można płacić kartą. Można w InterCity, w EkspresCity, w Euro Intercity, ale nie w TLK. Proszę o gotówkę.
Gdzie są moje pieniądze? Wszystkie co miałem dałem Justynce.
– Nie mam nic. Mam tylko kartę. – I pokazuję pusty portfel.
Konduktor drapie się w głowę.
– To może ktoś z państwa pożyczy Panu pieniądze, a Pan odda na dworcu w Gdyni, jak wybierze Pan z bankomatu?
– Nikt mi nie pożyczy, nie znamy się.
W tym momencie była stacja, więc konduktor wyszedł, aby dokonać swoich obowiązków.
„Panie, ratuj. Nie mam pieniędzy. Nie wiem co robić.”
Konduktor wrócił:
– To co, piszemy bilet za 300 zł? (Kara za przejazd bez ważnego biletu)
– Nie.
Kontroler znowu wychodzi bo dojechaliśmy do kolejnej stacji. Wraca i myśli na głos, a jedna pasażerka mu w tym pomaga:
– Tutaj będziemy mieli postój minutę, tutaj też i tutaj, tutaj dwie o tu będzie pięć minut. Dobrze, dojedziemy do tej a do tej stacji i tam Pan pobiegnie na dworzec i wybierze pieniądze i wtedy kupi Pan u mnie bilet.
„Hurra!!! Panie Boże, działasz w mojej obronie. Dziękuję Ci za ratunek.”
Dopytuję się kiedy będziemy na tej stacji, dostaję odpowiedź. Jakieś pięć minut przed dojazdem przychodzi znowu kontroler i mówi:
– Wysiądzie Pan teraz na tej stacji. Wbiegnie Pan na dworzec. Po prawej stronie będzie Pan miał bankomat. Potem szybko z powrotem do pociągu.
Pociąg dojeżdża. Wypadam z wagonu, biorę tylko plecak, biegnę na dworzec i faktycznie bankomat jest po prawej. Nikogo przy nim nie ma. Bankomat jest czynny. „Chwała Ci Boże!” Wracam i jeszcze jakieś trzy minuty stoi pociąg. Konduktor przychodzi, kupuję bilet i nie mogę się nadziwić jak mój Bóg mnie wyratował. „Nie bój się [...], bo Ja jestem z tobą, aby cię ratować! – mówi Pan.” (Jr 1,8). „W dniu mej niedoli wzywam cię, Bo mię wysłuchujesz.” (Ps 86:7)
Dojechałem do Gdyni. Przypominając sobie treść e–maila jakiego dostałem od koordynatorki ośrodka w sprawie noclegu. Z poprzednich razów, pamiętam, że mieliśmy mieszkanie służbowe do którego klucze były do odebrania na portierni u ochrony budynku. Ale w tym mailu, było napisane, że śpię w hotelu. No jak hotel, to oczami wyobraźni widzę budynek, wchodzę, a tam spodziewam się recepcji, gdzie po przedstawieniu się dostaję klucze od pokoju.
Adres hotelu znam, więc wszystko jest w najlepszym porządku. Nie daje mi jednak spokoju myśl, że w mailu było napisane coś o 'kodzie'.
Kiedy wyszedłem z dworca, udałem się do postoju taksówek, w końcu znam adres, ale nie mam bladego pojęcia gdzie to jest. Podchodzę do taksówkarza, a on pyta:
– Dokąd?
– Na Śląską.
– Pan idzie do ostatniej taksówki. Ja tu już dwie godziny stoję.
Dziwne, nie chce mnie zawieźć. Trudno. Idę dalej, ale drugi taksówkarz mnie zaczepia i ta sama gadka. Dziwne. Idę dalej i po drodze zaczepia mnie jeden z taksówkarzy. Pyta dokąd, ja mówię gdzie, a on mówi, żebym wsiadał. Ooo coś nowego. Przedstawiam mu sprawę z taksówkarzami, którzy mnie odprawili i pytam, czy nie wie w czym problem.
– Bo Śląska jest pięć minut drogi stąd.
– A jak tam dojść?
– A tutaj Pan pójdzie, przejdzie kładka i już pan jest.
Podziękowałem i poszedłem pieszo.
Faktycznie było blisko. Więc zacząłem szukać numeru budynku i... znalazłem, ale to był zwykły blok mieszkalny! Żaden hotel. Szybko wyciągam komputer, sprawdzam pocztę aby tym razem dokładnie przeczytać maila. Okazuje się, że to mieszkanie jest wynajmowane na zasadach hotelu i... klucze są u ochrony w budynku, gdzie jest oddział firmy.
Ok, szybko zbieram manatki (w końcu jest ok 22:30), i idę w kierunku firmy. Wiem mniej więcej jak tam dojść, ale modlę się o taksówkę, bo nie znam numeru nawet i nie wiem jak tam najszybciej dojść, a wszystkie taryfy jadą w przeciwnym kierunku, więc nie mam jak wezwać. Pojawia się taryfa. Chwała Bogu! Macham, zatrzymuje się, no to jedziemy.
– Dokąd.
Zadowolony, odpowiadam:
– Budynek Hossa.
Tutaj małe wyjaśnienie. Prawdopodobnie gdybym był w Warszawie i powiedziałbym taksówkarzowi: „Do budynku WTT”, albo „Intraco”, to bym został zawieziony do celu. Tutaj otrzymuję odpowiedź:
– Którego budynku Hossa? Jaki adres.
Nie mam pojęcia. Nie pamiętam adresu. Spodziewałem się, że ta informacja będzie wystarczająca. Skąd mam teraz wziąć adres. Bateria w komórce praktycznie padła, więc z internetu nie skorzystam aby sprawdzić pocztę czy stronę firmy. „I zanim zawołają, odpowiem im, i podczas gdy jeszcze będą mówić, Ja już ich wysłucham.” (Iz 65:24)
Prosiłem Boga tego szczególnego dnia o prowadzenie. Prosiłem, aby przemawiał do mnie. Pan Bóg posłał swojego sługę, który powiedział mi GDZIE jest moja firma w Gdyni, a ja co zrobiłem? Nacisnąłem przycisk ignoru. O żeby to tylko tym razem było. Człowiek uczy się na swoich błędach, ale mi w kwestii słuchania głosu mojego Boga idzie dość opornie. Czasami nawet jestem przeświadczony o tym, że Bóg do mnie mówi, a jednak Go ignoruję i zbieram konsekwencję swoich wyborów. Pan chce mnie chronić, a ja chcę po swojemu.
Próbuję sobie przypomnieć adres. Mówię:
– To jest ulica jakiegoś króla, jest ona równoległa do tej...
– Władysława IV?
– TAK! Jedziemy.
Dojechaliśmy, poprosiłem o zaczekanie, bo tylko klucze wezmę i zaraz wracamy.
Wziąłem klucze, wróciliśmy z powrotem pod mieszkanie, zapłaciłem i już wiem, dlaczego nie mogłem jechać taksówką spod dworca. Pomijając chęć dużego zarobku, a takie krótkie odcinki nie są kosztowne i sam fakt, że trafili by na sam koniec kolejki, to gdybym wsiadł do taksówki wtedy, musiałbym więcej zapłacić za to że wsiadłem niż za samą jazdę, po czym dowiedziałbym się, że klucze są w firmie i tutaj musiałbym zamówić kolejną taksówkę. Czyż Bóg nie jest dobry? Czy nie troszczy się?
No dobrze, jestem pod blokiem, pamiętam kod i widzę sklep spożywczy czynny do 23:00. Przychodzi mi myśl:
„Zrób sobie zakupy.”
Oczywiście naciskam przycisk ignoruj:
„Nie jestem głodny. Rano sobie coś kupię.”
Idę do mieszkania. Rozglądam się. Ładne mieszkanko. Dostałem dwa ręczniki. Jeden mały drugi duży. Leżą na moim łóżku. Godzina 22:58, a mi się chce bardzo pić. Woda skończyła mi się w pociągu. Więc gdzie jest moja woda? W sklepie na dole, który za dwie minuty zamykają!
„Panie, kiedy nauczę się Ciebie słuchać kiedy do mnie mówisz i przestanę Cię ignorować?”
Zbiegam do sklepu w ostatniej chwili, kupuję wodę i drobne rzeczy na śniadanie. Wracam do mieszkania. Jestem zmęczony (wstałem o 5 rano) spocony (jest lato). Jak się nie wykąpie, to nie zasnę. No nic, idę pod prysznic.
„Zabierz ze sobą ręczniki” – mówi Pan.
„Nie teraz.”
Mmm... prysznic. Uwielbiam to. Wykąpany jestem oczywiście mokry i chcę się wytrzeć w … ręcznik, który jest … w pokoju.
„Ech, Panie. Ja się niczego nie uczę!”
Poszedłem do pokoju. Zalałem łazienkę, przedpokój i oczywiście mój pokój.
Wytarłem się i widzę, że mam mały ręcznik. W domu każdy ma swój jeden duży ręcznik do wszystkiego + jeden mały dla gości. Więc nie jestem nauczony używania dwóch ręczników. Więc szybka myśl:
„Małym białym ręcznikiem zetrę podłogę.”
„Nie rób tego, bo go pobrudzisz.”
Podłoga wytarta. Ręcznik jest tak brudny, że nie nadaje się do niczego.
„Panie, to był ciężki dzień, ale dziękuję ci, że pomimo mojej ignorancji na Ciebie, na twoją chęć pomocy i prowadzenia mnie, Ty nadal byłeś przy mnie jak obiecałeś. »A oto Jam jest z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata.« (Mt 28,20). Przepraszam, za moje nieobrzezane uszy. »Oto nieobrzezane są uszy ich, tak, że słuchać nie mogą« (Jr 6,10 BG)”
Idę spać.
Czy ty też najpierw prosisz Pana Boga o pomoc i prowadzenie w twoim życiu, po czym wiążesz Mu ręce i Go ignorujesz, kiedy przychodzi On do ciebie ze wskazówkami? Niezależnie od tego jak szybko się uczysz wybierać Boga zamiast swoich rozwiązań, On jest tam gdzie ty: »Zaprawdę, Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem.« (Rdz 28,16) Jest tam dla Ciebie!

Popularne posty z tego bloga

Cyrk Motyli

Staczaj dobrą walkę wiary, uchwyćcie się życia wiecznego, do którego też zostaliście powołany i o którym złożyliście dobre wyznanie wobec wielu świadków. (1Tym 6,12 UBG) Oglądałem ostatnio dość interesujący, krótki film – Cyrk Motyli , w którym występuje jako główny bohater Nick Vujicic.

Prawdziwa reforma ubioru

Chrześcijanki zbyt często pochłonięte są zewnętrznymi aspektami ubioru, tak jak mówi o tym Mat 6:31-33: „W co ja się ubiorę? W co mam się przyodziać?” Ważniejszym pytaniem jest: „Czy jestem przyodziana w Chrystusa ?” Musimy zadać sobie parę pytań. Czy wiemy jak być w Chrystusie i prezentować ducha podobnego Chrystusowi we wszystkich okolicznościach? Czy wiemy, jak rozpoznać i poddać się Bożej woli? Kiedy wola naszego ego zostaje urażona to, czy znajdujemy wolność od jego panowania? Czy codziennie oblekamy/ubieramy się w Chrystusa, umieszczając Go na tronie serca naszej woli, aby Jego boska moc mogła zmienić, poddać i zbawić nas od służenia sobie? Prawdziwa reforma ubioru to: „Ubierzcie się natomiast w Pana Jezusa Chrystusa” (Rzym 13:14 Biblia Paulistów).

Zaufaj Bogu

„Boże mój, któremu ufam”. Ps 91,2 (BW) Pozdrowienia! Jeżeli straciłeś swojego ukochanego… jeżeli twoje dziecko zbłądziło… jeżeli zmagasz się z dylematem rozwodu… jeżeli cierpisz na śmiertelną chorobę… jeżeli straciłeś swoją firmę lub zmagasz się z bezrobociem… jeżeli zostałeś źle potraktowany albo źle zrozumiany… jeżeli zostałeś sprzedany przez przyjaciół lub rodzinę… jeżeli jesteś unikany przez członków kościoła… albo jeżeli po prostu nie rozumiesz co dzieje się w twoim życiu i nie możesz tego rozwikłać. Musisz nauczyć się UFAĆ BOGU i przejść przez to razem z Nim!