Bo ty jesteś Bogiem mojej siły. Ps. 43,2
To był wyjątkowy dzień w górach. Mieliśmy przejść jedną z bardzo trudnych via ferrat na wysokość 3005 m.n.p.m. Pokonanie ponad 1000 metrów przewyższenia, w dużej mierze pionową skałą, niekiedy z przewieszeniem to był nie lada wyczyn. Jednak jeśli chodzisz po górach to wiesz, że zdobycie szczytu jest dopiero połową sukcesu, bo najważniejsze jest tak naprawdę bezpieczne zejście.
Pomyślisz - jak zejście to zapewne z górki, więc już będzie gładko. Hmm...zapraszam więc w góry wysokie celem zweryfikowania tej opinii ;-)
Sama via ferrata, która w opinii ekspertów miała nam zająć jakąś godzinę, trwała prawie 3h. Czas uciekał, a nam zależało, by zdążyć na ostani wyciąg o 16:50, którym mogliśmy zjechać do miasteczka. Teoretycznie schodziliśmy wciąż w dół, jednak zejście okrężną drogą - raz w dół, raz w górę zdawało się ciągnąć w nieskończoność. Wyprzedziliśmy wszystkie zespoły przed nami, pędziliśmy ile sił w nogach, a wciąż byliśmy niezwykle wysoko. Po drodze było tak kiepskie oznakowanie, że pomyliliśmy trasę. Musieliśmy wracać. Wyciągu nawet nie było widać. Kiedy wreszcie go dostrzegliśmy hen w dole, okazało się, że pozostało nam 20 min do ostatniego zjazdu, a przed nami było strome zejście, które trawersowaliśmy w biegu po piragach.
W biegu modliliśmy się: Boże, dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli chcesz, możesz DLA NAS zatrzymać ten wyciąg. Proszę daj nam siły. Po wielogodzinnej wędrówce i nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Nadeszła chwila zwątpienia. Zwolniłam. Wiedziałam jak daleko jeszcze, a na zegarze wybiła 16:50. Powiedziałam Arturowi: to koniec. Nie zdążymy. Już zamknięte.
A on, mając większą wiarę ode mnie - biegł dalej! Hmm, w sumie może ma to sens? W końcu gondole dalej zjeżdżają. Znów przyspieszyłam. Wiedziałam, że Bóg dał mi siły. To było nadnaturalne. Bieg po górach, a miałam wrażenie, że sunę na skrzydłach wiatru! Kiedy dobiegłam do stacji, Artura już tam nie było. Musiał zjechać popędzany przez pracownika wyciągu. Ja dotarłam o 17:03. To po ludzku nie miało prawa się wydarzyć. Zjechałam w dół i wyciąg się zatrzymał. On czekał. NA NAS. Wiedziałam, że Bóg ten cud dla nas uczynił.
Kolejnego dnia obserwowałam z campingu zjazdy kolejki. Wyciąg zatrzymał się o 16:55, tymczasem ja dzień wcześniej dopiero wsiadłam po 17tej. Bóg jest wielki! Daje siłę. Jeśli wierzysz, to On zatrzyma DLA CIEBIE - samolot, pociąg, wyciąg, autobus...Bo On ma MOC, aby to uczynić. Tylko czy zaufasz?
Pomyślisz - jak zejście to zapewne z górki, więc już będzie gładko. Hmm...zapraszam więc w góry wysokie celem zweryfikowania tej opinii ;-)
Sama via ferrata, która w opinii ekspertów miała nam zająć jakąś godzinę, trwała prawie 3h. Czas uciekał, a nam zależało, by zdążyć na ostani wyciąg o 16:50, którym mogliśmy zjechać do miasteczka. Teoretycznie schodziliśmy wciąż w dół, jednak zejście okrężną drogą - raz w dół, raz w górę zdawało się ciągnąć w nieskończoność. Wyprzedziliśmy wszystkie zespoły przed nami, pędziliśmy ile sił w nogach, a wciąż byliśmy niezwykle wysoko. Po drodze było tak kiepskie oznakowanie, że pomyliliśmy trasę. Musieliśmy wracać. Wyciągu nawet nie było widać. Kiedy wreszcie go dostrzegliśmy hen w dole, okazało się, że pozostało nam 20 min do ostatniego zjazdu, a przed nami było strome zejście, które trawersowaliśmy w biegu po piragach.
W biegu modliliśmy się: Boże, dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli chcesz, możesz DLA NAS zatrzymać ten wyciąg. Proszę daj nam siły. Po wielogodzinnej wędrówce i nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Nadeszła chwila zwątpienia. Zwolniłam. Wiedziałam jak daleko jeszcze, a na zegarze wybiła 16:50. Powiedziałam Arturowi: to koniec. Nie zdążymy. Już zamknięte.
A on, mając większą wiarę ode mnie - biegł dalej! Hmm, w sumie może ma to sens? W końcu gondole dalej zjeżdżają. Znów przyspieszyłam. Wiedziałam, że Bóg dał mi siły. To było nadnaturalne. Bieg po górach, a miałam wrażenie, że sunę na skrzydłach wiatru! Kiedy dobiegłam do stacji, Artura już tam nie było. Musiał zjechać popędzany przez pracownika wyciągu. Ja dotarłam o 17:03. To po ludzku nie miało prawa się wydarzyć. Zjechałam w dół i wyciąg się zatrzymał. On czekał. NA NAS. Wiedziałam, że Bóg ten cud dla nas uczynił.
Kolejnego dnia obserwowałam z campingu zjazdy kolejki. Wyciąg zatrzymał się o 16:55, tymczasem ja dzień wcześniej dopiero wsiadłam po 17tej. Bóg jest wielki! Daje siłę. Jeśli wierzysz, to On zatrzyma DLA CIEBIE - samolot, pociąg, wyciąg, autobus...Bo On ma MOC, aby to uczynić. Tylko czy zaufasz?