Praca z dziećmi nie jest łatwa. Wymaga anielskiej cierpliwości, elastyczności, ale i stanowczości, indywidualnego podejścia i zrozumienia każdego dziecka i jego punktu widzenia. Ten dzień w szkole miał być trudny. Miał mnie nauczyć polegania na Bogu i Jego metodach, a nie na swoich.
Ponad 20 osób w sali (świetlica). Nagle wbiega jeden uczeń z krzykiem, przekleństwami, rozwala innym dzieciom zabawki, jest agresywny. Patrzę z przerażeniem w oczach. On jest dobrze zbudowany, zaraz dojdzie do bójki. Jestem sama, jestem słaba (nie utrzymam go) i nie mam pojęcia co robić. Ja wiem, że to dziecko jest z trudnej rodziny, wychowuje się bez rodziców, właściwie na ulicy. Druga klasa podstawówki, a boi się go pół szkoły. Rodzice przepisują swoje dzieci do innych placówek, bo przy takich zachowaniach boją się o bezpieczeństwo własnych dzieci. Stoję więc i wzdycham do Pana: „Boże, co mam robić? Pomóż mi!”
I wiecie co robi mój Bóg? Podpowiada mi co robić, a jednocześnie zmienia nastawienie dziecka.
W mojej głowie pojawia się myśl: „Podejdź do niego i zaproponuj, że zagrasz z nim w grę planszową.”
Pomyślicie, że to głupie? Ja też tak pomyślałam! Z tego dziecka agresja aż wypływa, on zaraz wybuchnie, a ja mam go poprosić, żeby ze mną zagrał?
– Tak – mówi Pan. Zaufaj mi.
– Ok, Panie, jeśli chcesz, spróbuję.
Podchodzę więc do tego ucznia i proszę:
– Chodź ze mną, zagramy razem w grę.
Chyba do końca nie wierzyłam, że to może być tak proste. To dziecko się zgadza i grzecznie siada ze mną do stolika! Z małego diabła robi się anioł! Bóg jest! Bóg działa! Umówiłam się z tym uczniem, że jeśli będzie grzeczny, będzie mógł bawić się z innymi dziećmi. I Pan zmienił Jego serce. Choć wiele jeszcze razy od tamtej pory stwarzał problemy, to ja nauczyłam się pytać Boga, co robić w danej sytuacji. Bo sprawdzają się tylko Jego metody, nie moje.
Ponad 20 osób w sali (świetlica). Nagle wbiega jeden uczeń z krzykiem, przekleństwami, rozwala innym dzieciom zabawki, jest agresywny. Patrzę z przerażeniem w oczach. On jest dobrze zbudowany, zaraz dojdzie do bójki. Jestem sama, jestem słaba (nie utrzymam go) i nie mam pojęcia co robić. Ja wiem, że to dziecko jest z trudnej rodziny, wychowuje się bez rodziców, właściwie na ulicy. Druga klasa podstawówki, a boi się go pół szkoły. Rodzice przepisują swoje dzieci do innych placówek, bo przy takich zachowaniach boją się o bezpieczeństwo własnych dzieci. Stoję więc i wzdycham do Pana: „Boże, co mam robić? Pomóż mi!”
I wiecie co robi mój Bóg? Podpowiada mi co robić, a jednocześnie zmienia nastawienie dziecka.
W mojej głowie pojawia się myśl: „Podejdź do niego i zaproponuj, że zagrasz z nim w grę planszową.”
Pomyślicie, że to głupie? Ja też tak pomyślałam! Z tego dziecka agresja aż wypływa, on zaraz wybuchnie, a ja mam go poprosić, żeby ze mną zagrał?
– Tak – mówi Pan. Zaufaj mi.
– Ok, Panie, jeśli chcesz, spróbuję.
Podchodzę więc do tego ucznia i proszę:
– Chodź ze mną, zagramy razem w grę.
Chyba do końca nie wierzyłam, że to może być tak proste. To dziecko się zgadza i grzecznie siada ze mną do stolika! Z małego diabła robi się anioł! Bóg jest! Bóg działa! Umówiłam się z tym uczniem, że jeśli będzie grzeczny, będzie mógł bawić się z innymi dziećmi. I Pan zmienił Jego serce. Choć wiele jeszcze razy od tamtej pory stwarzał problemy, to ja nauczyłam się pytać Boga, co robić w danej sytuacji. Bo sprawdzają się tylko Jego metody, nie moje.